"FRA ALBERTO" è un Dramma Teatrale scritto in lingua italiana da Alberto Macchi nel 2002 a Cracovia. Testo pubblicato in parte, a Varsavia, su Gazzetta Italia, Ediz. Italiani in Polonia.
"BRAT ALBERT" è un Dramma Teatrale scritto da Alberto Macchi nel 2002 a Cracovia, tradotto in polacco da Angela Sołtys. Testo pubblicato in parte, a Varsavia, su Gazzetta Italia, Ediz. Italiani in Polonia.
DALL'IDEA AL TESTO, ALLE RAPPRESENTAZIONI:
Anno 2001
- L'idea di scrivere su Fra Alberto viene suggerita ad Alberto Macchi da Mons. Wiesław Niewęgłowski a Varsavia, che gi dona dei libri sulla vita del santo.
- L'autore studia, ricerca nelle biblioteche, visita templi dedicati al culto di San Fra Alberto in Polonia. Quindi nella sua casa a Tarnow, butta giù la prima stesura del testo.
Anno 2002
- Il testo teatrale è pronto, corredato di foto, note e di bibliografia. Viene tradotto in polacco.
Anno 2010
- Lettura drammatizzata del testo teatrale, a cura dell'autore, presso in Teatro "Enrico Marconi" di Varsavia.
Ano 2011
- Pubblicato in parte il testo teatrale su la "Gazzetta Italia" n. 3/2011 di Varsavia, sia in lingua italiana che in lingua polacca.
RASSEGNA STAMPA, INTERNET, RADIO, TELEVISIONE:
http://issuu.com/gazzettaitalia/docs/gi_numero_sette
Adam Chmielowski - Santo Fra Alberto/Adam Chmielowski - św. Brat Albert
(dal Sito Web: http://www.mbkp.info/swieci/albert_chmielowski.html)
Scena Quarta: DIALOGO: Cracovia, 20 ottobre 1900. Fra' Alberto, con una sigaretta accesa fra le labbra, è nella sua cella che conversa con il sacerdote Padre Ceslao Lewandowski. Entrambi sono seduti.
FRA' ALBERTO: Vi ho confidato le mie avventure amorose, i miei vizi, presenti e passati…, rievocandovi tutte le mie esperienze in giro per l'Europa e per la Russia. Cose che credevo d'aver rimosso definitivamente con la Confessione e con l'Ordinazione.
REV. LEWANDOWSKI: (Non fa nessun commento e sembra non avere alcuna reazione)
FRA' ALBERTO: Vedete, Padre Lewandowski, cosa può fare il Signore attraverso la Sua onnipotenza! Trasformare un uomo come me, da uomo di mondo ad uomo di Dio. E in questi giorni, il Signore Iddio, l'avrete saputo anche voi, ne ha permessi di miracoli! Ha reso possibile, ad esempio, che gli uomini illuminassero prodigiosamente con lampadine elettriche l’intera cupola di San Pietro a Roma!
REV. LEWANDOWSKI: (Resta in silenzio)
FRA' ALBERTO: E, l’altro prodigio degli uomini, ancora per volere del Signore, la grazia d’aver resa possibile l’apparizione dell'immagine del Pontefice su uno schermo cinematografico, che si muoveva e benediceva tutti, come fosse realmente lì presente, in Piazza San Pietro, davanti alla gente accorsa per poterlo vedere. Se non credessi fermamente nel Signore e nel Papa, chissà, come riporta anche qualche giornale, potrei arrivare a considerare queste invenzioni, come delle vere e proprie diavolerie, manifestazioni del Demonio, impegnato in una delle sue azioni per stupire e, nello stesso tempo, manipolare gli uomini. E tutte queste scoperte sono avvenute proprio in occasione del 32° Santo Giubileo, ricorrenza che non si celebrava più, da ben 75 anni…, se non si considera quello a "porte chiuse" di Pio IX. (Spegne la sigaretta nel posacenere, si alza in piedi)
REV. LEWANDOWSKI: (Si alza in piedi)
FRA' ALBERTO: Beh, è ora di andare. In gamba fratello! In gamba più di me naturalmente! (Solleva il saio e mostra l'unica gamba che ha) Vedete, io, di gamba ne ho soltanto una. L'altra l'ho perduta per onorare la patria quando avevo soltanto 18 anni. Al fronte rimasi ferito e fui fatto prigioniero. In carcere, poi, dato l’aggravarsi delle mie condizioni, dovetti subire l'amputazione dell'arto sinistro. E senza anestesia. Ma malgrado fossi rimasto con una sola gamba, riuscii a fuggire a Parigi mescolandomi ad alcuni prigionieri di guerra francesi…. Eppure da allora ho sempre avuto un grande equilibrio, un grande equilibrio interiore soprattutto. È l'equilibrio interiore, più che quello fisico, che è importante. È l'equilibrio interiore che bisogna difendere sempre, capite? E la forza necessaria ci può venire esclusivamente dall'amore per il Signore. Per mantenere l’equilibrio del corpo, (Mostra la protesi dell’altra gamba) come potete vedere, basta una protesi.
REV. LEWANDOWSKI: (Sorpreso. Si gira e si dirige verso la porta salutando con un inchino a mani giunte in segno di ossequio)
FRA' ALBERTO: Potreste controbattere con un commento, che so, con un cenno, invece di fuggire come un animale impaurito.
REV. LEWANDOWSKI: (Si ferma e guarda negli occhi Fra' Alberto)
FRA' ALBERTO: Cristo ha avuto il Suo Anticristo, Il Papa ha avuto il suo Antipapa, il Giubileo di Leone XIII, appena un mese fa, ha avuto il suo Controgiubileo… e io, possibile non posso avere un mio contraddittorio? Uno come voi che mi controbatta? Ditemi qualcosa! Non vi è piaciuta la mia espressione "in gamba", v'è parsa un'uscita infelice? Oppure il mio gesto di mostrarvi la mia protesi v'è parso di cattivo gusto?… Allora esprimete una vostra osservazione, non potete starvene zitto così come avete fatto tutto il tempo, qui con me! Ho capito! (Mostra il moncherino della gamba amputata) E' questo che vi inorridisce e che vi ha fatto ammutolire? (E ride)…, o forse chissà, avete il prezioso dono di saper ascoltare. Sarete certamente un perfetto confessore!
REV. LEWANDOWSKI: (Con voce dimessa) Io vi immaginavo una persona riservata, un pittore tormentato, un artista fragilissimo, come il Beato Angelico.
FRA' ALBERTO: (Riprende a ridere) Io, un pittore come il Beato Angelico! Il Diavolo e l'Acqua Santa! (Ride)
REV. LEWANDOWSKI: (Esce)
FRA' ALBERTO: (Prende il rosario, si inginocchia davanti ad un Crocifisso e comincia a pregare finché non cade in piena estasi)
REV. LEWANDOWSKI: (Torna indietro e spia nella cella attraverso un finestrino)
(Scena tratta dal Dramma Teatrale “Fra Alberto” di Alberto Macchi, pubblicata a Varsavia su "Gazzetta Italia" nel Marzo 2011)
Scena Czwarta: DIALOG: Kraków, 20 października 1900 roku. Brat Albert, z zapalonym papierosem w ustach prowadzi w swojej celi rozmowę z Księdzem Czesławem Lewandowskim. Obydwaj mężczyźni siedzą.
BRAT ALBERT: Zwierzyłem ci się z moich przygód miłosnych, z moich złych nawyków, tych obecnych i tych przeszłych...., wspominając wszystkie doświadczenia z moich podróży po Europie i Rosji. Zdarzenia, które - jak sądziłem - udało już mi się wymazać z pamięci po spowiedzi i złożeniu ślubów zakonnych.
KSIĄDZ LEWANDOWSKI: (Nie komentuje. Sprawia wrażenie, że słowa rozmówcy nie wywarły na nim żadnego wrażenia).
BRAT ALBERT: Przyszło mi nawet wywołać wizerunek obecnego papieża na ekranie kinematografu, który poruszał się tak żwawo, że dawał złudzenie, jak gdyby to działo się naprawdę. Gdyby moja wiara w Boga i wierność Kościołowi nie były tak niezachwiane, mógłbym pomyśleć, daję słowo, że wszystkie te nowe wynalazki to istne sztuczki diabła ! I wszystko to z okazji 32-ego Świętego Jubileuszu, uroczystości, której nie obchodziło się już od dobrych 75 lat..., jeśli nie liczyć tamtego jubileuszu za Piusa IX, „przy bramach zamkniętych”. (Gasi papierosa w popielniczce i wstaje)
KSIĄDZ LEWANDOWSKI: (Wstaje)
BRAT ALBERT: No cóż, pora iść. Głowa do góry i stój mocno na nogach. Oczywiście, mocniej ode mnie!
(Podnosi brzeg habitu i odsłania jedyną nogę, jaka mu pozostała). Widzisz, mam tylko jedną nogę. Drugą straciłem w obronie ojczyzny, kiedy miałem zaledwie osiemnaście lat. Rannego, wzięli mnie do niewoli. We więzieniu musiałem poddać się amputacji lewej nogi bez żadnej narkozy. Ale pomimo tego, że zostałem bez nogi, udało mi się zbiec do Paryża, wmieszawszy się w tłum jeńców wojennych, Francuzów... I przy tym wszystkim utrzymywałem zawsze równowagę, wielką równowagę, przede wszystkim wewnętrzną. A właśnie równowaga wewnętrzna, bardziej niż fizyczna, ma wielkie znaczenie. I należy ją zawsze chronić, rozumiesz ? A to możesz osiągnąć jedynie w miłości ku Bogu.
KSIĄDZ LEWANDOWSKI: (Zaskoczony. Obraca się i kieruje do wyjścia. Żegnając się, przyklęka i składa dłonie na znak szacunku)
BRAT ALBERT: Mógłbyś mi coś odrzec, skomentować, zareagować, zamiast uciekać jak wypłoszona zwierzyna.
KSIĄDZ LEWANDOWSKI: (Zatrzymuje się i patrzy w oczy Brata Alberta)
BRAT ALBERT: Chrystus miał mieć swego Antychrysta, papież miał swego Antypapieża, jubileusz za Leona XIII, ledwie w miesiąc po otwarciu, musiał zderzyć się z kontrjubileuszem. Możliwe, abym ja nie znalazł nikogo, kto by mi się sprzeciwił? Kogoś, jak ty, kto chciałby oponować? Powiedzże mi coś ! Nie spodobało ci się moje powiedzenie "Stój na nogach". Sądzisz, że nie wypadło szczęśliwie ? A może gest, z jakim obnażyłem przed tobą moje kalectwo wydał ci się w złym guście ? Wyraż zatem swoje zdanie, nie możesz milczeć tak, jak dotychczas! Zrozumiałem! (Pokazuje protezę amputowanej nogi) Ten przedmiot budzi w tobie wstręt i sprawił, że zaniemówiłeś? (Śmieje się) Zresztą - kto wie - może to dar słuchania innych? Byłbyś z pewnością świetnym spowiednikiem!
KSIĄDZ LEWANDOWSKI: (Przytłumionym głosem) Wyobrażałem sobie, że jesteś osobą zamkniętą, artystą pełnym niepokoju, malarzem wrażliwym jak ....Fra Angelico.
BRAT ALBERT: (Ponownie wybucha śmiechem) Ja? Ja malarzem jak Fra Angelico! Diabeł i woda święcona! (Śmieje się).
KSIĄDZ LEWANDOWSKI: (Wychodzi).
BRAT ALBERT: (Bierze różaniec, klęka przed krucyfiksem i zaczyna żarliwie modlić się, aż popada w głęboką ekstazę).
KSIĄDZ LEWANDOWSKI: (Zawraca i nadsłuchuje przez okienko przebite w murze celi).
(Scena od "Brat Albert" Alberta Macchiego, "Gazzetta Italia", Warszava, marc 2011)
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Anno 2017
- Donato il testo teatrale alla Chiesa delle
Comunità Creative di St. Andrea l'Apostolo e Santo Fratel Alberto a Varsavia in
occasione delle celebrazioni per l'anniversario di Brat Albert che, dopo un
anno, si concluderanno il 25 dicembre 2017 con la Santa Messa nella Chiesa di
Santa Caterina d'Alessandria a Cracovia.
-
Czekazalem tekstu teatralny do Kościoła Środowisk Twórczych pw. św. Andrzeja
Apostoła i św. Brata Alberta w Warszawie z okazji obchodów rocznicy Brata
Alberta. Obchody rocznicowe zwieńczy 25 grudnia 2017 roku Msza w kościele św.
Katarzyny Aleksandryjskiej w Krakowie.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
ALBERTO MACCHI
BRAT ALBERT
(Adam
Chmielowski)
Sztuka
Teatralna w jednym akcie
Tłumaczenie z języka wloskiego
Angela Soltys
TEATRO
& SZTUKA
2002
JEDENOAKTÓWKA
(w 7
odsłonach)
Scena
I - PROLOG (2002)
Scena II - ECCE HOMO (1883)
Scena III - MODLITWA (1888)
Scena
IV - DIALOG (1900)
Scena
V - KARNAWAŁ (1910)
Scena VI - EPILOG (1916)
Scena VII - EPITAFIUM (2002)
OSOBY:
Adam
Chmielowski - BRAT ALBERT, malarz, franciszkanin
MAKS GIERYMSKI, malarz
CZESŁAW
LEWANDOWSKI, kapłan
Bracia
Albertyni
Siostry
Albertynki
Lud,
żołnierze, akrobaci, komedianci
Scena
Pierwsza: PROLOG
Rok 2002. Bracia Albertyni we wnętrzu refektarza swego krakowskiego
klasztoru, niczym wewnątrz oratorium, zajęci są głośną lekturą tekstu.
Odtwarzają w ten sposób kolejne epizody z życia Brata Alberta, założyciela ich
zgromadzenia.
PIERWSZY BRAT: Adam
Chmielowski przychodzi na świat w 1845 roku, w zubożałej rodzinie szlacheckiej,
jako najstarsze z czworga rodzeństwa, w Igołomii pod Krakowem. Studiuje w
Petersburgu i Warszawie.
DRUGI BRAT: W 1863 roku z zapałem przyłącza się do
powstania przeciwko rosyjskiemu zaborcy.
TRZECI BRAT: W czasie
jednej z bitew odnosi poważne rany. Wzięty do niewoli, zostaje poddany
amputacji lewej nogi.
CZWARTY BRAT: Przebywa
później w Paryżu, Belgii, Monachium, we Włoszech i we Lwowie, gdzie kontynuuje
studia malarskie.
PIĄTY BRAT: Ma dar
czytania w ludzkich sercach i prorokowania. Często popada w ekstazę. W 1869
roku bierze udział w seansie spirytystycznym, w domu Lucjana Siemieńskiego i
jego żony, Ludwiki z Potockich. W głębi ducha jest jednak osobą umiejącą żyć
realiami, jest dobrym człowiekiem, który nie poprzestaje na fantazji i
mrzonkach, ale - jak św. Franciszek - pamięta stale o potrzebujących.
Rzeczywiście, już w czasach młodości otacza się wolontariuszami i z poświęceniem
oddaje się ubogim,
znajdującym schronienie
w publicznych przytułkach. Udaje się tam, aby pomagać im osobiście i gromadzi
ich wokół siebie.
SZÓSTY BRAT: Maluje
obrazy o tematyce religijnej i świeckiej. Ale - podobnie jak Fra Angelico -
często stawia sobie pytanie: „Czy służąc sztuce można równocześnie służyć Bogu
?”
SIÓDMY BRAT: Pozostaje
w stosunkach z wybitnymi postaciami swoich czasów - Maksymilianem Gierymskim,
Matejką, Witkiewiczem, Wyspiańskim, Sienkiewiczem. Studiuje obrazy
błogosławionego Fra Angelico, Rafaela i Tintoretta, historię starożytnej Grecji
i Rzymu, dzieje Herkulanum i Pompei. Czyta Homera, Dantego, Bocaccia i
Macchiavellego. Interesuje się Kantem i Platonem. W 1870 r. powstają obrazy:
„Sjesta włoska”, „Francesca Rimini i Paola”, „Idylla Grecka” i wreszcie, w 1873
roku „Św. Franciszek”, w 1879 „Ecce Homo” i „Wizja św. Małgorzaty” w 1880 roku.
W trzy lata później realizuje „Amazonkę”, obraz do dziś przechowywany w Muzeum
Narodowym w Krakowie, i „Kamedułę” w 1885 roku.
PIERWSZY BRAT: Adam
Chmielowski często przyjeżdża do Krakowa. Gości u Ojców Kapucynów i Kamedułów
na Bielanach, gdzie poznaje Brata Wacława Nowakowskiego i Ojca Rafała
Kalinowskiego.
DRUGI BRAT: Odwiedza
krakowskie przytułki i noclegownie, zarówno te dla mężczyzn, jak i kobiet,
gromadzi przy sobie pijaków, złodziei, nędzarzy, młodych i starych. Któregoś
dnia jeden ze złodziejaszków, którego przygarnął z całym uczuciem, kradnie mu
pieniądze i niszczy jego protezę, aby przeszkodzić w poszukiwaniach. Brat
Albert, pomimo zachęty ze strony współbraci, nie chce by ów człowiek został
ukarany.
TRZECI BRAT: Brat
Albert, zwany „człowiekiem w długim płaszczu” zaczyna być rozpoznawany jako
„ojciec wszystkich ubogich”.
CZWARTY BRAT: I oto 28
sierpnia 1888 roku Adam Chmielowski składa śluby Trzeciego Zakonu Św.
Franciszka i przybiera imię Brata Alberta. Od tego momentu rozpoczyna się
historia Zgromadzenia Braci Tercjarzy św. Franciszka, sług ubogich.
PIĄTY BRAT: W 1889
roku, w uroczystość Bożego Ciała, Brat Albert zakłada Zgromadzenie Sióstr
Tercjarek św. Franciszka, służek ubogich.
SZÓSTY BRAT: Pewnego
dnia hrabina Tarnowska, opuszcza swój dom w Krakowie, by pospiesznie udać się
na Kazimierz. Chce osobiście wręczyć Bratu Albertowi 1000 koron, jakie
otrzymała w darze od jednego ze swoich krewnych. Postanowia o tym w chwili,
kiedy zegar na wieży krakowskiego ratusza przypomniał, że za godzinę rozpocznie
się obiad w jednym z przytułków. Gdyby Tarnowska przybyła później, dla któregoś
z przygarniętych gości mogłoby zabraknąć jadła. Brat Albert rzeczywiście
przeznacza całą tę sumę na zakup prowiantu dla ubogich.
SIÓDMY BRAT: W 1915
roku Siostry Albertynki opiekują się w Tarnowie chorymi na cholerę i otwierają
przytułek dla samotnych i bezdomnych kobiet. Później otworzą tam kuchnię mogącą
wyżywić 700 osób dziennie. Oferują opiekę na oddziale chorób zakaźnych w
szpitalu w Tarnowie, a któregoś dnia, po wybuchu wojny 1914 roku,
na polecenie Brata
Alberta przygotowują żywność dla wojska przez Tarnów udającego się na front.
PIERWSZY BRAT: Józef Dietl,
prezydent m. Krakowa, otwiera w mieście publiczną noclegownię dla mężczyzn i
kobiet, którzy podczas zimowych nocy mogą znaleźć tam schronienie i uniknąć
śmierci na chłodzie. Pewnego wieczora Brat Albert, w towarzystwie kilku osób z
Kongregacji św. Wincentego udaje się na wizytację do tych przytułków.
Wizytujący są wstrząśnięci widokiem dzieci pogryzionych przez pluskwy, starców
i chorych leżących na ziemi wśród ekskrementów i moczu, kobiet odzianych w
łachmany wydające obrzydliwy smród. Brat Albert powie wówczas: „Trzeba być
razem z nimi !” I wkrótce rozpocznie życie i działalność pośród tych ludzi.
DRUGI BRAT: W 1889 roku
noclegownie zostają przekształcone w stałe przytułki, gdzie ubodzy mogą
zatrzymać się nie tylko na noc, ale przebywać także za dnia i gdzie mogą - jako
wolontariusze - podejmować różne prace.
TRZECI BRAT: W tym
samym 1889 roku, Anna Lubańska i Maria Silukowska, dwie kobiety, które umknęły
carskim prześladowaniom, zwracają się do Brata Alberta: „Od miesięcy prosimy
Boga, aby pozwolił nam wstąpić do klasztoru”. Na co Brat Albert odpowiedział:
„Również i ja od miesięcy proszę Boga, aby zesłał mi kobiety zdolne do pomocy”.
W ten oto sposób powstaje Zgromadzenie Sióstr Albertynek z Matką Bernardyną
Jabłońską jako pierwszą przełożoną generalną.
Scena Druga: ECCE HOMO
Kraków, rok 1883. We wnętrzu swojej pracowni Adam
Chmielowski, z zapalonym papierosem w ustach maluje obraz przedstawiający Ecce
Homo. Od czasu do czasu zwraca się do swego przyjaciela, malarza Maksa
Gierymskiego.
CHMIELOWSKI: (Patrzy na
obraz ze skupieniem) Nie wobrażasz sobie, mój drogi Maksie, jak wiele czasu
musiałem po dzień dzisiejszy poświęcić, aby ukończyć ten obraz „Ecce Homo” !
Rozpocząłem go przed czterema laty, w czasach gdy odbywałem nowicjat u XX.
Jezuitów, kontynuowałem potem w Kudryńcach, Krakowie i w Zakopanem. I dziś w
Krakowie znowu stoję przed tym płótnem, które przysparza mi tak wiele udręki.
Wiem, że brakuje najwyżej paru dotknięć pędzla, a mimo to czuję, że nie będę
umiał ich położyć. To oczywiste, że czuję się niegodny tego, by odtwarzać
wyobrażenie Chrystusa. A przy tym tak trudno mi jest skierować w dół jego
wzrok, ukazać Go w koronie cierniowej na głowie, ubiczowanego i poniżonego,
wyrazić upokorzenia, jakie musiał znieść z naszej winy, ludzi, dzieci Bożych,
rozwścieczonych i pastwiących się od chwili gdy został skazany aż po
ukrzyżowanie. Z wyrazu, jaki Jego twarz przybiera za każdym następnym
pociągnięciem pędzla zdają się przebijać słowa: „A przecież tak bardzo was
ukochałem !” I to właśnie każe mi dziś rozważyć moje powołanie, wybór jakiego w
życiu dokonałem. I jeśli nieraz przychodzi mi szukać inspiracji u Fra Angelico,
malarza który jest tak
bliski memu sposobowi
myślenia, na samą myśl o tym czuję, że jestem niegodny takiego porównania.
MAKS: To zdarza się,
jak sądzę, nam wszystkim, malarzom, kiedy chcemy sięgać po sztukę sakralną.
Jedni mniej, inni bardziej, wszyscy jednak doświadczamy podobnych wątpliwości.
Chyba więc lepiej będzie, jeśli spróbujesz się skupić, a ja usunę się w jakieś
zacisze, aby nie przeszkodzić ci w niczym. Pracuj zatem spokojnie...
I oto w głębi pojawia się postać Błog. Fra Angelico,
który - także w osamotnieniu - maluje jeden z fresków w Kaplicy Najświętszego
Sakramentu w Pałacu Watykańskim. Tymczasem nadchodzi papież Eugeniusz IV z
orszakiem. Następuje scena III - „Odmowa” wyjęta z tekstu sztuki „Beato
Angelico”.
EUGENIUSZ:
Giovanni! Mistrzu Giovanni!
GIOVANNI:
(Odwracając się) Tak, Wasza Świątobliwość.
EUGENIUSZ:
Z zadowoleniem zauważam, że pogłębiłeś koloryt.
GIOVANNI:
Wypróbowuję jedynie nową technikę, Wasza Świątobliwość.
EUGENIUSZ:
Jaki dziś nastrój?
GIOVANNI:
Skoro zostałem sam na sam z robotą...
EUGENIUSZ:
Czy ty aby nie trudzisz się zanadto? Mówiono mi, że wobec uczniów masz iście
hiobową cierpliwość.
GIOVANNI:
Tak, ale pomimo to czasem czuję na swoich barkach
ciężar
odpowiedzialności. Zresztą... Ale niech Wasza Świątobliwość zaczeka, zaraz
zejdę.
EUGENIUSZ:
Nie, nie przerywaj sobie.
GIOVANNI:
Ależ...
EUGENIUSZ:
O mnie się nie troszcz, mnie tutaj będzie dobrze (siada na ławie).
GIOVANNI:
Jak Wasza Świątobliwość woli...
EUGENIUSZ:
Dotarły zapewne do ciebie wieści o śmierci arcybiskupa Zambarelli z Florencji?
GIOVANNI:
Światły człowiek, humanista, jak Wasza Świątobliwość, a do tego zacna dusza.
EUGENIUSZ:
Spójrz, Giovanni, tenże światły papież i humanista, jak sam powiadasz, jest
tylko człowiekiem ze wszystkimi, trapiącymi go wątpliwościami, nie sądzisz?
Wyobraź sobie, że dostałem już dziesiątki pism z prośbami i sugestiami
kandydatur, ma się rozumieć, także ze strony Medyceuszy. Moim wszakże życzeniem
byłoby zamianować ciebie.
GIOVANNI:
(Odwraca się gwałtownie).
EUGENIUSZ:
Tak, o ciebie właśnie mi się rozchodzi. Mogłoby to nastąpić w porze twojego
powrotu do Florencji. Oczywiście, zgodnie z procedurą przysługuje ci prawo do
wolnego wyboru swoich konsekratorów.
GIOVANNI:
Ależ, Wasza Świątobliwość naprawdę myśli zaszczycić mnie tak wielką łaską?
Mnie, skromnego rzemieślnika, braciszka niegodnego przyjęcia tego zaszczytu?
(Pokazuje swoją koszulę poplamioną farbami). Kimże ja jestem? Wystarczy
spojrzeć tylko – pacykarzem, ubogim i niedoskonałym stworzeniem, wieśniakiem z Vicchio, wioski
zagubionej wśród wzgórz Mugello.
EUGENIUSZ:
Wątpisz, aby papież miałby dostąpić nieoczekiwanego natchnienia? Czy wiesz, jak
długo już myślę o twojej kandydaturze?
GIOVANNI:
Rozumiem, ale... (przerywa)
EUGENIUSZ:
A więc?
GIOVANNI:
Świątobliwy Ojcze, wydaje mi się, że znalazłem rozwiązanie tego problemu.
(Nieśmiało) Chciałbym... ośmieliłbym się zaproponować mego przełożonego z
klasztoru San Marco, ojca Antonino Pierozzi. Czy Wasza Świątobliwość pamięta go
z Florencji?
EUGENIUSZ:
Ów święty człowiek? Ależ oczywiście!
GIOVANNI:
(Podekscytowany) Byłby więc dobrze widzianym kandydatem?
EUGENIUSZ:
Kto wie, może masz rację? Oczywiście, jeśli ty nie zechciałbyś zaaprobować
mojej propozycji.
GIOVANNI:
(Z wytchnieniem) Odmawiam, z całym przekonaniem odmawiam, Wasza Świątobliwość!
EUGENIUSZ:
Czy na pewno?
GIOVANNI:
Na pewno.
EUGENIUSZ:
Ile w tobie energii! Jaka siła w mowie! Ale przyznam, że uspokoiłeś mnie nieco.
(Do siebie) Naturalnie, ojciec Antonino Pierozzi, to świetna idea! (Do
Giovanniego) Pomówmy może o czymś innym. Czy to prawda, mój umiłowany artysto,
że gdy malujesz swoich świętych, jesteś niczym zatopiony w ekstazie, a twoją
dłoń prowadzą aniołowie?
GIOVANNI:
Wasza Świątobliwość. „kto tworzy rzeczy Chrystusa, musi zawsze być z
Chrystusem. Musi swą sztukę przetwarzać w modlitwę”.
EUGENIUSZ:
Widzę, że powoli dobiegasz końca swojej pracy.
GIOVANNI:
Przyrzeczonego terminu dotrzymam, Wasza Świątobliwość.
EUGENIUSZ:
Nie miałem co do tego wątpliwości, Fra Angelico. Chciałbym nazywać cię właśnie
w taki sposób: „Fra Angelico”.
GIOVANNI:
Jak Wasza Świątobliwość uważa, ale...
EUGENIUSZ:
Wciąż ale i ale... Zbyt mało wiem o tobie. Chciałbym poznać cię bliżej. Nie
spotyka się na co dzień kogoś, kto tak
łatwo pozwala sobie na rezygnację z arcybiskupstwa. Najwidoczniej
bogactwem jest dla ciebie
twoja
wiara. Gdybym musiał opisać cię na podstawie tej niewielkiej cząstki, którą znam
dzięki twojej sztuce, nazwałbym cię największym malarzem naszych czasów.
GIOVANNI:
Wasza Świątobliwość doprawdy wprawia mnie w zakłopotanie.
EUGENIUSZ:
Istotnie, malarzem o wielkiej duchowości, nowatorem, a przy tym artystą
genialnym, sugestywnym i szczerym. Krótko mówiąc, doskonałym, choć zapewne źle
opłacanym. Mówiono mi, że przed dwudziestu laty za namalowanie krucyfiksu
dostałeś 12 lirów.
GIOVANNI:
Ależ, Wasza Świątobliwość! (Schodzi z drabiny i siada na zydlu naprzeciw
papieża). Gwoli prawdy było to przed dwudziestu trzema laty i dostałem wtedy 10
lirów, ale nie chciałbym...
EUGENIUSZ:
Pozwól mi mówić. Jestem zachwycony twoją osobowością. Nie ujawniasz wahań ani
udręk umysłu. Patrząc kiedyś na twoje postacie malowane na ścianach klasztoru w
Fiesole (wskazuje dokładnie punkt na jednym z fresków) i teraz na tych
świętych, widocznych choćby tam w głębi, mam wrażenie, że każdy z nich odczuwa
niebiańską rozkosz, gdyż posiadł czystą prawdę czy to drogą poznania
zmysłowego, czy ponadzmysłowej wiary. Słowem, twoja sztuka ujawnia człowieka
silnego wiarą, osobowość prawdziwą i szczerą.
GIOVANNI:
Dziękuję, Wasza Świątobliwość. Być może jest w istocie tak, jak Wasza
Świątobliwość zechciał zauważyć. Jeśli jednak chodzi o moją wizję człowieka,
tego prawdziwego człowieka, jak Wasza Świątobliwość zauważył wcześniej, nie
jest on, według mnie, ani dobry ani święty. Ale powinien zmierzać do świętości,
ponieważ jest ona odbiciem Bożego piękna i posiąść ją nie jest wcale zadaniem
ponad siły. Wszak po to Chrystus umarł na krzyżu. Także przykład Jego Matki nie
musi wcale pozostawać odosobniony. A dalej sądziłbym, że piękno w swej istocie
równe jest prawdzie, dobru, świętości, wszelkiej doskonałości i czystości.
Sztuka może się doń zbliżyć, może piękno przedstawić, lecz czyni to po to, aby
za pomocą obrazu świata doczesnego roztaczać wizję prawdziwej wspaniałości
piękna Bożego. (Siada na krześle i zdejmuje fartuch). Na koniec naszej rozmowy,
jeśli Wasza Świątobliwość pozwoli, chciałbym wyznać, że prawdziwym bogactwem
jest umieć zadowalać się codziennością.
EUGENIUSZ:
Przeczuwałem to już wcześniej, obserwując twoje wizje, bliższe duchowości
świętego Franciszka niż scholastycznym spekulacjom twego zakonu. Dobrze, mój
synu, pora iść?
GIOVANNI:
Jak Wasza Świątobliwość życzy sobie.
EUGENIUSZ:
A zatem chodźmy (idą razem w kierunku wyjścia). Zapadł już mrok i moja świta
zapewne uprzykrzyła sobie to długie oczekiwanie (zatrzymuje się w drzwiach).
GIOVANNI:
Niechaj Wasza Świątobliwość idzie, ja muszę jeszcze poukładać pędzle, barwniki
i wszystkie moje narzędzia, a potem pogasić świece.
EUGENIUSZ:
(Wychodząc, do siebie) W samej rzeczy, Antonino Pierozzi, to doprawdy święty
człowiek! Wyśmienicie, wyśmienicie!
Scena Trzecia: MODLITWA
Kraków, rok 1888. Brat Albert jest sam w swojej celi.
Na klęczkach modli się przed krucyfiksem. W ręku trzyma różaniec.
W głębi pojawia się Fra Angelico, który spogląda w
niebo, gotowy wzywać Boga: następuje scena IV - „Modlitwa” wyjęta z tekstu
teatralnego „Beato Angelico”.
FRA' GIOVANNI: Ojcze Nasz, który jesteś w niebie, nie
opuszczaj mnie. Nieustannie potrzebuję Ciebie jako stworzenie twoje i jako
niegodny twój sługa, kaznodzieja z zakonu św. Dominika. Wszyscy na tej ziemi
potrzebujemy Ciebie, Panie Jezu Chryste. Szczególnie dzisiaj, gdy przeszło czterdzieści
wieków mija od Twego przyjścia, ludzie poszukują duchowości. I to ich
pragnienie przejawia się na wszelkie sposoby. W zamęcie, jaki zapanował
powszechnie, wśród podziałów targających twoim Kościołem, który obrasta we
wspaniałe dzieła ludzkiej ręki i wciąż wznosi
nowe świątynie, pośród tego wszystkiego, Panie Boże, ludzie nie umieją
odnaleźć Ciebie. Ojcze nasz, który jesteś w Niebie, przyjdź Królestwo Twoje!
Cichą i surową ascezę razem z moim malarstwem dedykuję Tobie, Panie. Tak, jak
dedykuję moją modlitwę wraz z kontemplacją spraw boskich. Wszystko to wszakże
za mało. Wiem o tym. Powiadają, że moją mową docieram do głębi ludzkiej duszy,
że zdolny jestem rozbudzać w nim żarliwość wiary, że pojąłem, jak przekształcać
sztukę w modlitwę. Ale jakżeby to wszystko mogło stać się możliwe bez udziału
św. Dominika, orędującego u Ciebie. To Ty uczyniłeś ze mnie Swoje narzędzie.
Tego tylko jestem dziś pewne, że jestem z Tobą, mój Boże. Ufam, że jestem Twoim
żołnierzem, który ma swój udział w pokonywaniu zła. Tu, na ziemi, jestem tylko
pysznym grzesznikiem. Jakże daleko mi do tego, kim chciałbym stać się, Jezu!
Jak całe Twoje stworzenie podlegam nakazom pożądań i zmysłów, tak jak podlegali
im święty Paweł i święty Augustyn, tak jak są i będą im podlegli wszyscy ludzie
i wszyscy święci na ziemi, którzy jeszcze nadejdą. Ale przykładam cały swój
zapał, aby stać się tym, kim pragnę być – człowiekiem uwolnionym od ograniczeń
doczesnych, natchnionym artystą, coraz bardziej swobodnym w uprawianiu tej
sztuki, która przybliża do Niebios. Chwała Ci Panie, pełen miłosierdzia!
Wspieraj mnie w umacnianiu wiary łaską Ducha Świętego. Moja wizja świata, tego
świata płonących stosów, szubienic i krzyży, ale także kazalnic, z których
głoszone jest Twoje słowo, natchniona jest radością Zwiastowania. Panie
Miłosierny, nie opuszczaj nas! Wspieraj siłę Swojego Kościoła, oświecaj
sprawiedliwe sługi, a wyzwól go od fałszywych ministrów, już nadto
doświadczyliśmy zgubnych skutków władzy doczesnej. Obdarz natchnieniem artystów
i wspieraj ich, bo oni właśnie mogą rozgłaszać Twoje słowo. Lecz słabi i
wrażliwi, sami niekiedy nie umieją Cię prosić, Panie, okazując czasem
bojaźliwość. Malarz często jest świadom własnej niewystarczalności. Dość
pomyśleć o ograniczeniach, jakie narzuca mu jego sztuka. Jak na przykład
wyrazić pędzlem istotę wieczności lub nieskończoności? Jak wyrazić Twoje imię?
Ojcze Nasz, który jesteś w niebie, święć się Imię Twoje! Przyjdź Królestwo
Twoje, bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi. I wybaw nas ode złego. Niechże
tak się stanie!
Scena Czwarta: DIALOG
Kraków, 20 października 1900 roku. Brat Albert, z
zapalonym papierosem w ustach prowadzi w swojej celi rozmowę z Księdzem
Czesławem Lewandowskim. Obydwaj mężczyźni siedzą.
BRAT ALBERT: Zwierzyłem
ci się z moich przygód miłosnych, z moich złych nawyków, tych obecnych i tych
przeszłych...., wspominając wszystkie doświadczenia z moich podróży po Europie
i Rosji. Zdarzenia, które - jak sądziłem - udało już mi się wymazać z pamięci
po spowiedzi i złożeniu ślubów zakonnych.
KSIĄDZ LEWANDOWSKI:
(Nie komentuje. Sprawia wrażenie, że słowa rozmówcy nie wywarły na nim żadnego
wrażenia).
BRAT ALBERT: Przyszło
mi nawet wywołać wizerunek obecnego papieża na ekranie kinematografu, który
poruszał się tak żwawo, że dawał złudzenie, jak gdyby to działo się naprawdę.
Gdyby moja wiara w Boga i wierność Kościołowi nie były tak niezachwiane,
mógłbym pomyśleć, daję słowo, że wszystkie te nowe wynalazki to istne sztuczki
diabła ! I wszystko to z okazji 32-ego Świętego Jubileuszu, uroczystości,
której nie obchodziło się już od dobrych 75 lat..., jeśli nie liczyć tamtego
jubileuszu za Piusa IX, „przy bramach zamkniętych”. (Gasi papierosa w
popielniczce i wstaje)
KSIĄDZ LEWANDOWSKI: (wstaje)
BRAT ALBERT: No cóż,
pora iść. Głowa do góry i stój mocno na nogach. Oczywiście, mocniej ode mnie!
(Podnosi brzeg habitu i
odsłania jedyną nogę, jaka mu pozostała). Widzisz, mam tylko jedną nogę. Drugą
straciłem w obronie ojczyzny, kiedy miałem zaledwie osiemnaście lat. Rannego,
wzięli mnie do niewoli. We więzieniu musiałem poddać się amputacji lewej nogi
bez żadnej narkozy. Ale pomimo tego, że zostałem bez nogi, udało mi się zbiec
do Paryża, wmieszawszy się w tłum jeńców wojennych, Francuzów... I przy tym
wszystkim utrzymywałem zawsze równowagę, wielką równowagę, przede wszystkim
wewnętrzną. A właśnie równowaga wewnętrzna, bardziej niż fizyczna, ma wielkie
znaczenie. I należy ją zawsze chronić, rozumiesz ? A to możesz osiągnąć jedynie
w miłości ku Bogu.
KSIĄDZ LEWANDOWSKI:
(Zaskoczony. Obraca się i kieruje do wyjścia. Żegnając się, przyklęka i składa
dłonie na znak szacunku)
BRAT ALBERT: Mógłbyś mi
coś odrzec, skomentować, zareagować, zamiast uciekać jak wypłoszona zwierzyna.
KSIĄDZ LEWANDOWSKI: (Zatrzymuje się i patrzy w oczy
Brata Alberta)
BRAT ALBERT: Chrystus
miał mieć swego Antychrysta, papież miał swego Antypapieża, jubileusz za Leona
XIII, ledwie w miesiąc po otwarciu, musiał zderzyć się z kontrjubileuszem.
Możliwe, abym ja nie znalazł nikogo, kto by mi się sprzeciwił ? Kogoś, jak ty,
kto chciałby oponować ? Powiedzże mi coś ! Nie spodobało ci się moje
powiedzenie "Stój na nogach". Sądzisz, że nie wypadło szczęśliwie ? A
może gest, z jakim obnażyłem przed tobą moje kalectwo wydał ci się w złym
guście ? Wyraż zatem swoje zdanie, nie możesz milczeć tak, jak dotychczas !
Zrozumiałem ! (Pokazuje protezę amputowanej nogi) Ten przedmiot budzi w tobie
wstręt i sprawił, że zaniemówiłeś ? (Śmieje się) Zresztą - kto wie - może to
dar słuchania innych ? Byłbyś z pewnością świetnym spowiednikiem !
KSIĄDZ LEWANDOWSKI:
(Przytłumionym głosem) Wyobrażałem sobie, że jesteś osobą zamkniętą, artystą
pełnym niepokoju, malarzem wrażliwym jak ....Fra Angelico.
BRAT ALBERT: (Ponownie
wybucha śmiechem) Ja ? Ja malarzem jak Fra Angelico ! Diabeł i woda święcona !
(Śmieje się).
KSIĄDZ LEWANDOWSKI:
(Wychodzi).
BRAT ALBERT: (Bierze
różaniec, klęka przed krucyfiksem i zaczyna żarliwie modlić się, aż popada w
głęboką ekstazę).
KSIĄDZ LEWANDOWSKI: (Zawraca i nadsłuchuje przez
okienko przebite w murze celi).
Scena
Piąta: KARNAWAŁ
Kraków, rok 1910. Na Rynku, pochód przebierańców. Na
rozstawionej scenie komedianci odgrywają przedstawienie, publiczność przygląda
się. Żołnierze pilnują porządku.
Scena Szósta: EPILOG
Kraków, 25 grudnia 1916 roku. Brat Albert na łożu
śmierci w jednym z pokojów przy ulicy Krakowskiej 43. Dzień wcześniej, z rąk
ks. Czesława Lewandowskiego przyjął komunię. Otoczony jest kilkoma osobami ze
swojego zgromadzenia i grupką ubogich.
BRAT ALBERT: (Dotykając
piersi, krzywi usta w bolesnym grymasie) Jak bardzo boli ! W całym życiu nie
doświadczyłem podobnego bólu ! (Milknie. Ból się uspokaja). Ale jak pięknie i
dobrze jest umierać długo i w boleści od czasu, gdy bolesna i długa była agonia
i śmierć na krzyżu Naszego Pana Jezusa Chrystusa ! (Zauważa, że zebrani mają
oczy wilgotne od łez) Dlaczego płaczecie ? Powinniście słuchać woli Boga.
Trzeba śpiewać Magnificat, Te Deum ! A co tymczasem czynicie ? Gdzie mnie
położyliście ? Oddajcie mi moje stare żelazne łóżko i poduszkę wypchaną
słomą..., zresztą i tak już niczego mi nie potrzeba... (Zamyka oczy i umiera)
Scena Siódma: EPITAFIUM
Rok 2002. Siostry Albertynki, wewnątrz swego oratorium
przypominają, poprzez lekturę, wydarzenia jakie zaszły od chwili smierci Brata
Alberta aż po jego kanonizację.
PIERWSZA SIOSTRA: Brat
Albert, dotknięty chorobą nowotworową, umiera w Krakowie w dzień Bożego
Narodzenia 1916 roku. Zostaje pochowany na cmentarzu Rakowickim. Wcześniej,
przez trzy dni jego ciało jest wystawione w kaplicy konwentualnej Braci
Albertynów w Krakowie.
DRUGA SIOSTRA: W 1932
roku ciało Brata Alberta zostaje ekshumowane i poddane badaniom, a następnie
ponownie pochowane.
TRZECIA SIOSTRA: 31
maja 1949 roku relikwie Brata Alberta zostają przeniesione do krużganka
kościoła Karmelitów Bosych w Krakowie.
CZWARTA SIOSTRA: W 1983
roku, 18 czerwca, Brat Albert zostaje ostatecznie pochowany w kościele pod
wezwaniem Ecce Homo, wewnątrz Domu Generalnego Sióstr Albertynek w Krakowie.
PIĄTA SIOSTRA: 29
czerwca 1983 roku Brat Albert zostaje uroczyście ogłoszony błogosławionym przez
papieża Jana Pawła II w Krakowie.
SZÓSTA SIOSTRA: 12
listopada 1989 roku następuje uroczystość kanonizacji w Bazylice św. Piotra w
Rzymie. Brat Albert zostaje ogłoszony świętym przez papieża Jana Pawła II.
SIÓDMA SIOSTRA: Brat
Albert został oświecony przez Pana, tak jak św. Paweł został nawrócony po to,
by stać się Apostołem Narodów. Podobnie jak tamten, upada z konia, kiedy
zostaje ranny w nogę. Straci ją później, aby stać się na koniec Apostołem
Ubogich. Brata Alberta, którego relikwie, zdjęcia, obrazy, jego nauczanie i o
nim wspomnienia przechowujemy, chcemy dziś wspominać, bo często mówił do swych
braci i sióstr: „W tym życiu, widzicie, trzeba być dobrym jak chleb !”
KURTYNA
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
"Ogród Miłosci", Il Giardino dell'Amore, olio su tela cm.
83x167, del 1876
"L'apparizione di Dio a Santa
Margherita", del 1880
"Sobótki Świętojańskie", Sobótki (Sabatino) di San Giovanni
"Pogrzeb Samobójcy", Il Funerale del Suicida
"La Divina Commedia di Dante"
"Adrianna Lecouvreur"
"Śluby Panieńskie", Giuramenti di ragazze
"Sjesta Wŀoska", Siesta Italiana, del 1870
"Idylla Greca", del 1870
"Bambina con Cappello", del 1874
"Vita Sommum Breve"
"Bambina con Cane", del 1874
"L'Amazzone", del 1883/1884, olio
su tela (Oggi al Museo Nazionale di
Cracovia)
"Odiazd
Gości"
"Na
Posterunku", su carta cm.23x14,5, del 1876
"Nad Rzeką" Sul Fiume
"Antoni Sygietyński, olio su tela cm.
40,3x33, del 1875
"Kameduła w
Celi", del 1885
"Babie Lato"
"Stróź Nocny"
"Noc
Księżycowa"
"Na Folwarku"
La Fattoria
"Na Pikiecie"
"Omero"
"Mickiewicz",
del 1871
"San Francesco", del 1873
"Odwilż", acquarello cm. 5,5x16,
del 1879
"Sanna do Czarnokoziniec", acquarello su
carta cm. 18x25, del 1879
"Ecce Homo", del 1879 (Oggi presso la Casa
Generalizia delle Suore Albertine a Cracovia)
"Francesca da Rimini e Paolo", del 1870
"La Stalla con i Buoi", del 1875 (Oggi
presso la Curia Ecclesiastica di Varsavia)
"Elena Modrzejewska", ritratto incompiuto
"La Tomba dell'Omicida", Quadro distrutto
dallo stesso autore
"Il Cimitero 1"
"Il Cimitero 2"
"Il Cardinale"
"In Italia", olio su tela
"Crepuscolo", olio su tela
"Prima del Temporale"
"Passeggiata a Cavallo"
"Ritorno dalla Passeggiata a Cavallo"
"Partenza per la Caccia"
"Pecore nel Burrone"
"Santa Veronica", Quadro mai ultimato
"Padre Ireneo"
"Preghiera Mattutina"
"Bambine" Olio su tela.
BIBLIOGRAFIA:
"Adam Chmielowski,
Brat Albert", Alicja Okońska, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1991
"Kanonizacja Brata
Alberta", Kraków 1991
"Fratel Alberto
Chmielowski", Antonio Casieri, Roma 1989
"Świadectwo
Oddania bez Reszty-Testimonianza d'una Dedizione tot.", K. Wojtyła, Kraków
1984
"Il Fratello del Nostro Dio - Opera
Drammatica", Karol Wojtyła Vicario di S. Floriano a Cracovia
"Monografia
Dedicata a Brat Albert", Konstanty Michalski,
00034 - 28.11.14
Nessun commento:
Posta un commento